czwartek, 14 maja 2015

Epilog

 Zanim przeczytasz zajrzyj do zakładki ,,Bohaterowie!
 ________________________________________________________________

Kiedy nieszczęśliwie się zakochasz.
zaczynasz cierpieć.
Kiedy cierpisz,
zaczynasz nienawidzić.
Kiedy nienawidzisz,
próbujesz o kimś zapomnieć.
Kiedy o kimś zapomnisz,
zaczynasz tęsknić.
Kiedy za kimś tęsknisz,
to wspominasz najlepsze chwile i ponownie kochasz.

  __________________________________________________

Mechanicznie pakowałam swoje rzeczy mimowolnie wspominając rozmowę z Austinem..
- Co? Jak to wyjeżdżasz? - patrzył na mnie co najmniej tak, jakbym kogoś zabiła..
Być może to zrobiłam. Może zabiłam naszą miłość. A może to on ją zabił. Zabił ją, zadając mi kolejne ciosy prosto w serce. Nie potrafiłam się bronić, wciąż go kochałam..
- Nie wierzę że to robisz. Teraz, kiedy wszystko mogło się ułożyć, Ty to niszczysz - mówił ze złością nie przejmując się moimi uczuciami.
A czy on kiedykolwiek się nimi przejmował? Przecież tak bardzo mnie ranił..
- Przecież związki na odległość istnieją.. - odparłam cicho jakby bojąc się, że zaraz mnie uderzy. Przecież nie powinnam się go bać..
- Nie. Nie chcę związku na odległość. Naprawdę nie rozumiem dlaczego jesteś taką egoistką..
- Przestań - przerwałam mu nie chcąc dłużej słuchać słów, które raniły mnie bardziej, niż gdyby mnie pobił..

Nie chcę pamiętać tego, co wydarzyło się potem. Naprawdę sądziłam, że Austin jest inny. I tak bardzo się pomyliłam..
Nerwowo starłam łzę spływającą mi po policzku i zapięłam walizkę. Słysząc pukanie mruknęłam cicho ,,otwarte" i postawiłam torbę na podłodze. Do pokoju weszła Kate.
- Ally.. Co.. - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nie ważne.. - przerwałam jej - O której jedziemy..?
- Za godzinę.. - odparła cicho.
- Dobrze.. Jeśli to wszystko to.. Chciałabym zostać sama.. - przyznałam prawie szeptem.
- Jasne.. - wyszła zostawiając mnie samą.
Weszłam do łazienki przyglądając się krytycznie odbiciu w lustrze. Pokręciłam głową i przemyłam twarz wodą. Muszę doprowadzić się do porządku.. Zrobiłam makijaż, który znacznie poprawił mój wygląd. Rozczesałam włosy i upięłam je w koka zostawiając grzywkę. Wróciłam do pokoju podchodząc do drewnianej szafy. Sukienki, spódnice, szpilki.. Prawdziwa szafa księżniczki.
Jak to mówi babcia - ,,Kobieta nigdy nie ma w swojej szafie za dużo ciuchów. A taka kobieta jak Ty to już szczególnie". Szkoda, że prawie w ogóle nie mam już normalnych ubrań..
Wzięłam czarno-białą sukienkę, do tego wybrałam czarne szpilki i małą, białą torebkę. Przebrałam się i byłam już gotowa do wyjścia. Poprosiłam lokaja (chyba nigdy nie przyzwyczaję się do służby..) żeby zaniósł moje walizki do samochodu. Sama usiadłam na łóżku i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Podnosząc telefon zauważyłam kilkanaście nieodebranych połączeń.. od Austina.. Kilka było też od Trish, a Dez zostawił mi 2 wiadomości głosowe.. Zaciekawiona odsłuchałam je.
,,Ally, odezwij się. Wszyscy strasznie się o Ciebie martwimy..
PS Pamiętaj, że miałaś przynieść żelki. Ja.nigdy.nie.zapominam.o.żelkach. Pamiętaj."
,,Allyson Dawson. Jeżeli w tej chwili nie przyniesiesz moich żelków to będziesz mieć kłopoty. Moi ludzie Cię znajdą"
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochany Dez.. Wyszłam z pokoju żeby poszukać Kate. Nie było to trudne - jak codziennie piła herbatę z królową. Poprosiłam ją, żeby przełożyła lot na późniejszą godzinę, a sama poszłam do mieszkania Trish i Deza. Należą im się wyjaśnienia. Mając nadzieję, że nie zastanę tam Austina zapukałam do drzwi. Po chwili zobaczyłam bladą jak ściana przyjaciółkę..
- Jezu, Ally! - krzyknęła przytulając mnie - Dez prawie zawału przez Ciebie dostał!
- Przepraszam.. - odparłam cicho obejmując ją.
Weszłyśmy do mieszkania.
- Ally, ja Cię zjem! - krzyknął rudy idąc w moją stronę z groźną miną.
- Mam żelki.. - uśmiechnęłam się słodko wyjmując paczkę łakoci.
- Kocham Cię! - porwał słodycze i pobiegł do kuchni.
Razem z czarnowłosą weszłam do salonu i wtedy moje serce przestało bić.
Był tu. Patrzył. Wstał. Zaczął się zbliżać, a ja cofać, aż dotknęłam ściany. Moje płuca nie nadążały, serce waliło jak szalone.
- Możemy porozmawiać..? - zapytał cicho.
Przez chwilę nie potrafiłam się odezwać. Patrzyłam tylko na niego z przerażeniem. W końcu pokręciłam lekko głową. Podszedł bliżej.
- Nie. Nie dotykaj mnie. Nie! - krzyknęłam w panice.
Nie zwracałam uwagi na przerażony wzrok Trish, ani na Deza, który przestał zajadać się żelkami.
- Proszę, porozmawiajmy.. - złapał mnie za rękę.
Natychmiast ją wyrwałam. Nie miałam jak uciec, stał za blisko.. Zamknęłam oczy opanowując choć trochę oddech.. ,,Spokojnie.." powtarzałam sobie cały czas..
- Daj mi spokój, rozumiesz? - odparłam ze złością.
- Czemu? - podniósł głos.
- Jeszcze się pytasz..? - zapytałam zdziwiona.
Udawał, że nie pamięta co się wczoraj stało..? Jak on może.. Po tym wszystkim...
- Przecież Cię przeprosiłem.. - mruknął.
- Naprawdę myślisz że to jedno przepraszam potrafi wszystko naprawić? Uderzyłeś mnie.. - przypomniałam.
- Co? - zapytała zdziwiona czarnowłosa - To prawda? - spojrzała na blondyna.
Chłopak westchnął odsuwając się ode mnie. Natychmiast poczułam, że ktoś mocno mnie obejmuje. Spojrzałam na rudego i także go przytuliłam.
- Wyjdź.. - usłyszałam stanowczy głos Trish.
Po chwili drzwi trzasnęły a dziewczyna dołączyła do naszego uścisku.
- Tak mi przykro.. Gdybym wiedziała.. - szepnęła.
- To nie Twoja wina.. - odparłam równie cicho.
Przytulaliśmy się jeszcze przez chwilę. Wtedy przypomniałam sobie, po co tak naprawdę tu przyszłam.
- Słuchajcie, muszę wam coś powiedzieć.. - odsunęłam się od przyjaciół - Ja.. Jutro wyjeżdżam.. To przez to Austin.. - przerwałam na chwilę - Do USA.. Na pół roku.. - dokończyłam.
- Będziemy tęsknić.. - powiedziała tylko cicho 20-latka, a Dez się rozpłakał..
- Ja też.. - uśmiechnęłam się smutno - Ale wrócę przecież.. Wyślę Ci żelki - uśmiechnęłam się do przyjaciela.
Trochę się rozweselił. Spędziłam u nich jeszcze trochę czasu, a potem musiałam wracać. Godzina odlotu zbliżała się nieubłaganie. Jedzie ze mną Kate, a do tego ma tam być też moja kuzynka, więc nie powinno być tak źle. Muszę trochę odpocząć od Anglii, od Londynu i od.. Austina..
Kiedy wsiadałam do limuzyny wiedziałam, że ten wyjazd to dobra decyzja. Dzięki temu zobaczyłam, jaki naprawdę jest człowiek, którego kochałam.. To pozwoli mi odetchnąć od tego wszystkiego, zająć myśli czymś innym. Wierzę, że ta podróż mi pomoże.
Mam nadzieję, że zaprzyjaźnię się ze swoją kuzynką. Babcia mówiła, że jest tylko rok młodsza ode mnie, więc powinnyśmy się dogadać. Będziemy mieszkać razem w rezydencji królowej mieszczącej się w Chicago. Czuję, że ten wyjazd zmieni dużo w moim życiu. Na lepsze.
- Jesteśmy na miejscu - głos brunetki wyrwał mnie z zamyśleń.
Pokiwałam lekko głową i wysiadłam z samochodu. Razem weszłyśmy do samolotu. Kate nie była dużo starsza ode mnie, właściwie mogłaby być moją koleżanką, ma tylko 26 lat.
Ona zajęła miejsce obok naszego ochroniarza, ja natomiast usiadłam obok tej mojej kuzynki, która przyjechała do Londynu odwiedzić moją babcię. Swoją zresztą też. Jest to córka zmarłego brata mojego taty.
- Cześć, jestem Ally - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Tylko Ally? Ja nazywam się Anastasia Elisabeth Anabella - obie się zaśmiałyśmy - Ale mów mi Ana.
- Co Cię sprowadza do USA? - zapytałam z ciekawości.
- To samo co Ciebie - uśmiechnęła się - Będę prowadzić kilka wykładów, spotykać się z urzędnikami.. Wiesz, same nudy - zaśmiała się.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a potem Ana założyła słuchawki na uszy i odpłynęła.
Zapatrzyłam się na widok za oknem i mimowolnie zaczęłam wspominać..
Nie patrzę w dół
Na cienkiej linie
Trzymam się Twoich rąk... - zanuciłam cicho.
Nagle przerwałam, bo nasze ręce się dotknęły. Odwróciliśmy się twarzami do siebie. Nasze usta zbliżały się do siebie. W końcu się pocałowaliśmy.
- Austin, jaa... Ja nie powinnam i...przepraszam... - zaczęłam się jąkać.
- Nie masz za co mnie przepraszać, ja też tego chciałem - powiedział z uśmiechem.
- Ale przecież masz dziewczynę...
- No...
- Zapomnijmy o tym - odparłam cicho.

 - Jak mam o tym zapomnieć? Ja będę szczęśliwy, gdy ty będziesz przy mnie...
Uśmiechnęłam się. Nasz pierwszy pocałunek.. Mieliśmy wtedy po 16 lat.. Byliśmy tacy młodzi, to wszystko między nami było takie świeże, pierwsze.. Niezapomniane..
- Zrobiłam to! Pokonałam lęk przed sceną! - krzyknęłam uradowana i przytuliłam się do Austina.
Odkleiłam się od niego, ale nadal trzymaliśmy się za ramiona.
- Zawsze wiedziałem, że dasz sobie radę - powiedział blondyn.
- Cieszę się że byłeś tam ze mną. Jejku to było niesamowite, czuję że mogłabym zrobić wszystko! - odparłam.
- Ja wiem, że mogę zrobić wszystko, jeśli tylko jesteś przy mnie - odparł Austin.
I... To było silniejsze od nas... Pocałowaliśmy się...

To ten dzień.. To wtedy pierwszy raz odważyłam się wystąpić na scenie.. Było niesamowicie..
Zendaya zbliżyła twarz do do twarzy blondyna. Nie wiem dlaczego, ale nie odsunął się.. 
Odwzajemnił pocałunek. Gdy już się od niej oderwał, spojrzał w bok. Stałam tam. Podbiegł do mnie.
 - Ally, ja... - nie zdążył dokończyć.
Uderzyłam go z liścia w twarz i odbiegłam. 

Zaczynają się te nieprzyjemne wspomnienia.. Wtedy Austin zdradził mnie po raz pierwszy.. To tak cholernie bolało.. Ale przy każdej kolejnej ból był identyczny..

Wynik był... pozytywny... Momentalnie pociemniało mi przed oczami. Później pamiętam już tylko ciemność...
~*~ 
- Słucham - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Ally... Nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Co się stało?
- Ally ja... my... musimy z tym skończyć...
- Z czym?
- Z nami... My... My nie możemy być razem...
- Zostawiasz mnie?! Teraz?! - krzyknęłam wstając.
- Ally , czekaj...
- Zostawiasz mnie?!
- Musimy się rozstać...

Zostawił mnie kiedy byłam z nim w ciąży.. Zostawił mnie, bo przeczytał w jakimś szmatławcu że go zdradzam.. Przez niego poroniłam.. Straciłam dziecko, straciłam je..
- Czy... Czy na mnie poczekasz ? - zapytałam.

- Zawsze i wszędzie - odparł.

Ruszyłam w stronę poczekalni.Obejrzałam się.W tym samym momencie blondyn również się obejrzał.Po chwili jednak odwróciłam się i ruszyłam przed siebie...
To wtedy w wieku 17 lat pojechałam do szkoły w Australii. Austin obiecał, że gdy wrócę będziemy razem.. Że na mnie poczeka.. Kłamał..
- Austin, idziesz? Co tak długo? - ze środka usłyszałam kobiecy głos.
- Masz gościa?
- Ech... I tak się w końcu dowiesz... Proszę, wejdź - wskazał ręką wejście.
Przeszłam przez drzwi. Za mną wszedł blondyn. Dziewczyna siedząca na kanapie wstała.
- Ally, poznaj Miley. Moją dziewczynę...
Wtedy moje serce, po raz kolejny przez niego, pękło.. Za każdym razem, kiedy powoli zaczynałam składać je w całość, on znowu robił coś, co je rozwalało..
 Nie wiedziałam co robić. Odpisać czy może nie odpisać? Jeśli odpiszę, będę musiała wyjechać. Ale co będzie, jeśli nie odpiszę? Co oznaczałby dla mnie wyjazd? Czego musiałabym się nauczyć? Co miałabym zmienić? Miałam tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...
Doskonale pamiętam dzień, kiedy dowiedziałam się, że jestem księżniczką. To tak wiele zmieniło, przez to wiele zmieniło się między mną a Austinem..
Princess Allyson of Cambridge - chyba nigdy się nie przyzwyczaję, że tak się nazywam..
Zacisnęłam powieki żeby się nie rozpłakać. Dość. Nie chcę już nic wspominać, nie chcę już myśleć o Austinie..
- Jesteśmy na miejscu - blondynka uśmiechnęła się do mnie i wstała opuszczając swoje miejsce.
Odwzajemniłam gest i również wstałam wychodząc z maszyny. Odebrałyśmy swoje walizki a następnie razem z Kate pojechałyśmy do naszego domu na następne pół roku.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce, wszystkie 3 byłyśmy bardzo zdziwione. Spodziewałyśmy się jakiegoś małego domku, który spokojnie pomieściłby naszą trójkę. A co zastałyśmy? Ogromną rezydencję, w której miejsca wystarczyłoby dla kilkunastu rodzin. Wymieniłyśmy kilka uwag na temat budynku i wyruszyłyśmy na poszukiwanie swoich pokoi. Ja i Ana zdecydowałyśmy się na te na górze, Kate natomiast wybrała jedno z pomieszczeń na dole.
Weszłam do swojego pokoju chcąc się rozpakować. Był duży, a ściany miał w kolorze brudnego różu. Od razu w oczy rzuciło mi się wielkie, białe łóżko stojące na środku. W rogu stała duża szafa, a po przeciwnej stronie średniej wielkości biurko w kolorze reszty mebli. Ściany były puste, co nie bardzo mi się podobało, ale ogólnie cały pokój wywarł na mnie miłe wrażenie. Nie przypominał mojego pokoju w Londynie, którego ściany są w kolorze fioletu, a w całym pomieszczeniu królują stare, drewniane meble.
Wypakowałam wszystkie swoje rzeczy. Zajęło mi to trochę czasu, więc kiedy skończyłam było już bardzo późno. Napisałam do Trish, że jestem już na miejscu a następnie udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i położyłam spać.
*3 miesiące później*
- Gdzieś tu musi być.. - mruczałam pod nosem przeglądając rzeczy w szafie.
Dzisiaj był ważny bal i musiałam jakoś wyglądać. Kate mówiła, że suknia musi być w żywych kolorach, bo to radosna uroczystość. Miałam w głowie jedną sukienkę i nie mogłam jej znaleźć..
- Jest - uśmiechnęłam się wyciągając ją.
Sukienka w kolorze turkusowym i sięgała do ziemi. Miała ozdobę na dekolcie i jedno ramiączko. Idealna. Szybko dobrałam do niej odpowiednie buty oraz dodatki i poszłam się przebrać.
Mało się ostatnio działo. Dużo nudnych spotkań z ważnymi ludźmi, kilka bali charytatywnych.. Dopiero dzisiaj jest coś innego. Może się trochę rozerwę, ostatnio wszystkie spotkania mają poważny charakter. Prawie codziennie rozmawiam z Trish i Dezem. Austin przez pierwsze kilka dni dzwonił, ale nie odbierałam, więc w końcu sobie odpuścił.
- Ally, za 10 minut wychodzimy! - usłyszałam głos Any.
Szybko poprawiłam sukienkę i włosy, po czym wyszłam z łazienki. Na korytarzu spotkałam swoją kuzynkę. Wyglądała świetnie. Miała na sobie liliową sukienkę do ziemi ze zdobieniami w miejscu talii. Włosy upięła w luźnego kłosa.
Wyszłyśmy prowadzone przez Kate do limuzyny. Całą drogę przegadałyśmy wyobrażając sobie co stanie się na balu. Gdyby to się sprawdziło, to Anie rozprułaby się sukienka na oczach wszystkich gości, Kate wyszłaby za mąż za barona starszego od niej o 20 lat, a ja, jako ta niezdarna, potknęłabym się zaraz po wejściu i wywaliła na stół z jedzeniem. Jesteśmy zdrowo świrnięte..
Po około 30 minutach byłyśmy na miejscu. Gdy weszłyśmy na salę od razu poczułyśmy na sobie wzrok wszystkich gości. Jednak ja zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Usiadłyśmy przy stoliku zarezerwowanego dla naszej trójki. Ana niemal natychmiast została porwana do tańca przez jakiegoś bruneta. Kate poszła do stołu z jedzeniem, więc zostałam sama słuchając wolnej ballady która dopiero się zaczęła.
- Zatańczysz? - z zamyśleń wyrwał mnie głos przystojnego blondyna. (Muszę was zawieść - to nie Austin ^^ - od aut.)
- Chętnie - uśmiechnęłam się do niego i wstałam podając chłopakowi rękę.
Poszliśmy na środek parkietu i oczywiście znaleźliśmy się w centrum uwagi. Moja rola ma to do siebie, że cokolwiek bym nie robiła, wszyscy będą to obserwować i komentować.
- To zaszczyt tańczyć z księżniczką - uśmiechnął się do mnie.
- Więc zapewne znasz moje imię, natomiast ja chciałabym poznać Twoje - spojrzałam na niego.
- Lewis - odparł.
Skinęłam lekko głową i skończyliśmy tańczyć w ciszy. Muszę przyznać, że świetnie tańczył. Ja też nie byłam już w tym taka najgorsza, tyle jest tych bali, że w końcu nauczyłam się jakoś ruszać. Gdy piosenka dobiegła końca odprowadził mnie do stolika.
- Mogę się dosiąść? - zapytał patrząc na mnie.
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Widząc, że Ana nie schodzi z parkietu, a Kate gdzieś zniknęła, uznałam, że przyda mi się towarzystwo.
- W zasadzie poza imieniem nic o Tobie nie wiem. Skąd się tu wziąłeś? - zapytałam.
- Mój ojciec jest hrabią, jestem tu z nim - przyznał.
- Mieszkasz tu, w USA? - byłam tego ciekawa.
- Nie, w Londynie. Jesteśmy tutaj, że tak powiem, służbowo - zaśmiał się lekko.
- Ja też - przyznałam lekko się śmiejąc - Kiedy wracasz?
- Za 2 miesiące, a Ty? - zapytał.
- Też - zaśmiałam się.
Spędziłam w jego towarzystwie resztę wieczoru. Przyjemnie nam się rozmawiało, kilkukrotnie tańczyliśmy. Na końcu wymieniliśmy się numerami.
Kiedy w końcu udało mi się znaleźć Kate i zabrać z parkietu Anę dochodziła północ. Postanowiłyśmy wrócić już do apartamentu.
- Co to za blondyn z którym spędziłaś cały wieczór? - blondynka znacząco uniosła brwi.
- Lewis - uśmiechnęłam się lekko.
- Uuu, szykuje się romans - zachichotała.
- Ty za to zmieniałaś facetów jak rękawiczki - odgryzłam się.
- Jestem od Ciebie cały rok młodsza i mam prawo jeszcze się zabawić - odparła.
- To ja już nie? - uniosłam brwi.
- Takim staruszkom to już tylko kanapa, gazeta i robótki na drutach - zaśmiała się za co ode mnie oberwała.
Zmęczone wróciłyśmy do naszego tymczasowego domu. Wzięłam szybki prysznic (pominę fakt, że byłam ostatnia w kolejce i czekałam na niego 3 godziny..) i położyłam się spać.
~*~
- Kto dzwoni o tej porze.. - mruczałam zaspana słysząc dzwonek telefonu.
Była do cholery 6 rano.. Spałam tylko 3 godziny, ech..
- Słucham..? - mruknęłam przykładając komórkę do ucha.
- Z kim tak zabawiałaś się na tym balu? - usłyszałam głos tego, którego od 3 miesięcy staram się wymazać z pamięci..
- To już nie jest Twoja sprawa - odparłam ostro.
- Co, zamierzasz się teraz bawić w panienkę do towarzystwa? Będziesz teraz zabawiać się z każdym? - zaśmiał się kpiąco.
- Jesteś żałosny - westchnęłam - Nie masz nic lepszego do roboty tylko zawracać mi głowę w środku nocy?
- No tak, pewnie już jesteś w łóżku z tym kolesiem - zaśmiał się.
Nie poznawałam go.. Naprawdę.. To nie jest ten Austin którego znałam.. Co się stało, że tak cholernie się zmienił..
- Daj sobie w końcu spokój. Twoje słowa nie robią na mnie wrażenia - odparłam i rozłączyłam się.
Wyłączyłam telefon odkładając go szafkę nocną. Opadłam na poduszkę zamykając oczy. Już przez niego nie płaczę, jego słowa już mnie nie bolą. Nie potrzebuję jego głosu, jego dotyku. Nie potrzebuję go..
*8 miesięcy później*
- Nie.. Zostaw.. Proszę.. - śmiałam się - Jak to będzie wyglądać..
- Jak mokra księżniczka - blondyn zaśmiał się i wrzucił mnie do wody.
- Lewis no! - zaśmiałam się wynurzając.
Wyciągnęłam do niego rękę, a kiedy ją złapał pociągnąłem go do wody.
- Ej - ochlapał mnie po czym przyciągnął do siebie i pocałował.
Nie przejmowałam się fotoreporterami, którzy na pewno czaili się w krzakach. Odwzajemniłam gest kładąc ręce na jego szyi.
No, ale po kolei. Wróciliśmy do Londynu jako przyjaciele. Nie wiem, kiedy przyjaźń przerodziła się w coś więcej.. To on zrobił pierwszy krok. Od miesiąca jesteśmy razem. Jestem szczęśliwa i z całą pewnością mogę to powiedzieć - Kocham go.
Chłopak wziął mnie na ręce i wychodząc z wody zaczął iść w stronę pałacu. Po chwili byliśmy na miejscu. Poszliśmy na górę. Wysuszyliśmy się, przebraliśmy i poszliśmy do mnie. Usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmawiać. W pewnej chwili usłyszałam pukanie. Zdziwiona wstałam i otworzyłam drzwi. Kiedy zobaczyłam Austina cicho westchnęłam.
Odkąd w gazetach pojawiają się zdjęcia moje i Lewis'a nie daje mi spokoju..
- Co Ty w nim widzisz? I kim on w ogóle jest? - usłyszałam to po raz kolejny - Na pewno ze mną byłoby Ci lepiej. Chciałbym go poznać i przekonać się, co to za typ.
- To ja. A Ty mógłbyś w końcu przestać nachodzić Ally i zostawić ją w spokoju. Nie dość wyraźnie dała Ci do zrozumienia, że nic już jej z Tobą nie łączy? - poczułam się bezpieczniej wiedząc, że mam przy sobie takiego chłopaka.
- Kim Ty w ogóle jesteś? - prychnął.
- Zajmij się swoim życiem i daj nam spokój - zamknął drzwi na klucz.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do blondyna.
- Nie ma sprawy. Może powinnaś powiedzieć ochronie, żeby go tu nie wpuszczali? - zaproponował.
- Dobry pomysł - zgodziłam się.
*Rok później*
Usiadłam przy pianinie kładąc palce na klawiszach. Zamknęłam oczy, a z instrumentu wydobyły się pierwsze dźwięki, które przekształciły się w melodię.
- Our love runs deep like a chevy
If you fall I'll fall with you baby
'Cause that's the way we like to do it
That's the way we like - zaczęłam śpiewać.
Tak dawno nie pisałam żadnej piosenki, miałam zbyt wiele obowiązków..
- You run around open doors like a gentleman
Tell me girl every day of my everything
'Cause that's the way you like to do it
That's the way you like

Just a little west coast, and a bit of sunshine
Hair blowing in the wind, losing track of time
Just you and I, just you and I
Woah, woah

No matter how far we go, I want the whole world to know
I want you bad, and I wont have it any other way
No matter what the people say,
I know that we'll never break
Cause our love was made, made in the USA
Made in the USA, yeah

I was reading my mind like a letter
When I'm cold, you're there like a sweater
Cause that's the way we like to do it
That's the way we like
And never ever let the world get the best of you
Every night we're apart, I'm so next to you
Cause that's the way I like to do it
That's the way I like

We touch down on the east coast
Dinner in the sky rise, winter is the best time for walking in the city lights
You and I, you and I
Woah woah

No matter how far we go, I want the whole world to know
I want you bad, and I wont have it any other way
No matter what the people say,
I know that we'll never break
Cause our love was made, made in the USA

Cause baby I'll break the bullet
And take the blow for love
Woahhhh, our love was made in the USA
Made in the USA, made in the USA

No matter how far we go, I want the whole world to know
I want you bad, and I wont have it any other way
No matter what the people say,
I know that we'll never break
'Cause our love was made, made in the USA
Made in the USA, yeah

Made in the U.S.
Made in the U.S.
Made in the U.S.A - pianino przestało wydawać dźwięki.
Otworzyłam oczy uśmiechając się lekko. Muzyka to magia, a ja uwielbiam tę magię tworzyć..
Usłyszałam dźwięk sms'a. Sięgnęłam po komórkę i odczytałam jego treść.
,,Ally, jeśli możesz to przyjdź do parku za zamkiem. Czekam :)
Lewis"
Odłożyłam telefon, ubrałam buty i wychodząc z pokoju zeszłam po schodach. Wychodząc z budynku zastanawiałam się, co ten mój wariat znowu wymyślił. Po chwili dotarłam na miejsce od razu zauważając blondyna.
- Co wymyśliłeś? - zaśmiałam się.
- Zabieram Cię na wakacje - uśmiechnął się.
- Teraz? - zdziwiłam się - A gdzie?
- Niespodzianka - wziął mnie za rękę i wróciliśmy do zamku.
Pakowanie nie zajęło długo. Mieliśmy wyjechać tylko na tydzień, więc nie braliśmy dużo rzeczy. Po 2 godzinach wszystko mieliśmy już przygotowane.
~*~
Podekscytowana siedziałam w samolocie. Lewis nadal nie zdradził mi, gdzie lecimy, więc pozostało mi tylko podziwianie widoków z okna..
Po kilku godzinach wylądowaliśmy. Kiedy wysiadłam - oniemiałam.
- Matko, kocham Cię! - krzyknęłam rzucając mu się na szyję.
Afryka. Safari. Pustynia. Zwierzęta. Zawsze chciałam odwiedzić ten kontynent..
*Następnego dnia wieczorem*
Jest cudownie. Naprawdę strasznie mi się tu podoba. Rozbiliśmy namiot blisko gór, na końcowym odcinku pustyni. Oczywiście są tu fotoreporterzy, ale nie mogą mieć namiotu bliżej, niż 300 metrów od nas. To zapewnia nam chociaż trochę prywatności.
- Chodź - blondyn wyrwał mnie z zamyśleń.
Odłożyłam czytaną książkę i wstałam łapiąc go za rękę. Wyszliśmy z namiotu stając przed nim. Zapatrzyłam się na zachód słońca przytulając się jednocześnie lekko do chłopaka.
Nagle blondyn odwrócił mnie lekko w swoją stronę i uklęknął.. Uśmiechnęłam się widząc, jak wyjmuje małe pudełeczko.
- Wyjdziesz za mnie? - spojrzał mi w oczy.
- Tak.. - szepnęłam czując łzy wzruszenia pod powiekami.
Włożył mi pierścionek na palec i przytulił mocno do siebie. Nigdy nie zapomnę tego dnia..
*tydzień później*
- Musisz jechać..? - zapytałam cicho.
- Wiesz, że nie chcę Cię zostawiać.. Ale to tylko dwa tygodnie.. Zobaczysz, że to szybko zleci.. - spojrzał mi w oczy.
Westchnęłam cicho. Dopiero wróciliśmy, a on już musi wyjechać.. Jedzie na 2 tygodnie do Francji ze swoim ojcem, mają tam kilka spraw do załatwienia. Może to tylko dwa tygodnie, ale.. Ech.. Nie lubię zostawać bez niego..
- Nie bądź smutna.. - szepnął całując mnie lekko - Wrócę przecież..
- Wiem.. - szepnęłam.
Poczułam jak przyciąga mnie do siebie. Wtuliłam się w niego zamykając oczy.
- Muszę iść.. - powiedział cicho.
- Wiem.. - westchnęłam puszczając go.
Cały czas czułam na sobie błysk fleszy. Przecież wszyscy dziennikarze muszę fotografować nasze pożegnanie na lotnisku, jakby ważniejszych spraw nie było..
Jeszcze raz lekko musnął moje usta szepcząc cicho ,,Kocham Cię" po czym odszedł w stronę samolotu. Patrzyłam, jak wchodzi po schodach, jak odwraca się żeby jeszcze na mnie popatrzeć i jak w końcu wsiada do maszyny.
- Ja też Cię kocham.. - szepnęłam do siebie i odwracając się wsiadłam do limuzyny.
Patrzyłam na świat przez okno samochodu. Miałam ochotę się przejść. Widząc niewielki park pełen kwiatów poprosiłam kierowcę, aby się zatrzymał. Wysiadłam z limuzyny, powiedziałam ochroniarzom, że chcę być sama i poszłam w stronę drewnianej ławki na której usiadłam.
Czułam jak wiatr rozwiewa mi włosy. Nagle zobaczyłam nad sobą jakiś cień, a potem ktoś obok mnie usiadł. Spojrzałam w bok widząc blondyna..
- Nie wierzę że zgodziłaś się za niego wyjść - zaśmiał się.
- To uwierz - odparłam.
Zauważyłam, że się do mnie przysunął. Westchnęłam tylko, bo nie miałam jak się odsunąć.
- Przyznaj, że nadal coś do mnie czujesz.. - pochylił się nade mną.
- Nie - powiedziałam pewnie patrząc mu w oczy - Kocham Lewis'a. Tak jest czy Ci się to podoba, czy nie.
- Kłamiesz.. - szepnął próbując mnie pocałować.
W porę się odsunęłam wstając z ławki.
- Naprawdę nie wiem, dlaczego nic do Ciebie nie dociera. Tak bardzo się zmieniłeś.. Mam już tego dość. Daj mi spokój, albo wezwę ochronę i będziesz miał kłopoty - powiedziałam ostro i zaczęłam iść przed siebie.
Z ulgą zauważyłam, że za mną nie idzie. Mam nadzieję, że w końcu odpuści. Nagle poczułam, że ktoś przyciąga mnie mocno do siebie. Cholera, byłam pewna że za mną nie poszedł..
- Puść mnie - powiedziałam stanowczo próbując się wyrwać.
Blondyn był silniejszy.. Brutalnie mnie pocałował. Odwróciłam głowę i krzyknęłam, alarmując tym samym ochronę. Już po chwili dwóch mężczyzn obezwładniło Austina, a trzeci podszedł do mnie.
- Nic pani nie jest? - spojrzał na mnie.
- Nie, dziękuję - odparłam cicho.
Wróciłam do pałacu. Dlaczego on nie może dać mi spokoju.. Dlaczego nie chce, żebym była szczęśliwa..
*pół roku później*
To dzisiaj. Dzień, na który czekają Anglicy, rodzina, przyjaciele. To dzień, w którym będę obserwowana wszędzie i przez wszystkich. Ale przede wszystkim to najważniejszy dzień w moim życiu - dziś wychodzę za mąż.
Z uśmiechem patrzyłam w lustro na swoje odbicie. Patrzyłam, jak służące biegają wokół mnie poprawiając suknię, welon, tren. Spojrzałam w lewo gdzie stały babcia, Kate, Ana oraz Trish z Dezem. Wszyscy mieli łzy w oczach, łzy wzruszenia. O rudym nawet nie wspomnę - jakim cudem on zużył 4 paczki chusteczek w 10 minut?
- Księżniczko Allyson, możemy już jechać? - odwróciłam głowę w stronę kierowcy stojącego w progu pokoju.
- Tak - powiedziałam schodząc z niewielkiego podestu i podążyłam za nim.
Wyszłam z pałacu obok babci natychmiast czując błysk fleszy. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Ana oraz Kate pomogły mi wsiąść do białej limuzyny, w której razem ze mną pojechała babcia oraz moje druhny - oczywiście Trish i Ana.
Wspominałam już, że blondynka zamieszkała w Londynie, a dziewczyny się zaprzyjaźniły?
Siedząc w samochodzie obserwowałam widoki za oknem uśmiechając się do dziennikarzy czających się na każdym kroku. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu..
~*~
Idąc środkiem kościoła prowadzona przez wujka czułam wiele emocji. Byłam tak podekscytowana i szczęśliwa, a jednocześnie przerażona, że nogi miałam jak z waty. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na Lewis'a i cały strach znikał. Kiedy w końcu stanęłam przed nim i zobaczyłam jego ciepły uśmiech byłam tej decyzji tak pewna, jak nigdy wcześniej.
Ksiądz zaczął wygłaszać swoją mowę, a ja nie odrywałam wzroku od blondyna.
- Świadomy praw i obowiązków wynikających z zawarcia małżeństwa uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Allyson Dawson, princess of Cambridge i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - usłyszałam słowa narzeczonego.
Mój wzrok na ułamek sekundy uciekł w bok. Spojrzałam na gości i zobaczyłam Austina.. Uśmiechał się tak, jakby był pewien, że właśnie w tej chwili ucieknę sprzed ołtarza i wskoczę w jego ramiona..
- Świadoma praw i obowiązków wynikających z zawarcia małżeństwa uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Lewis'em McCartney'em i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powiedziałam pewnie patrząc z powrotem na chłopaka.
Widziałam jak lekko się do mnie uśmiecha. Nie patrzyłam już na nikogo innego..
- Allyson przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - blondyn włożył mi obrączkę na palec.
- Lewis'ie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powtórzyłam umieszczając złoty pierścionek (nie wiedziałam jak to inaczej określić, a nie chciałam znowu powtarzać obrączka xdd - od aut.) na jego dłoni.
Ksiądz wygłosił końcową formułę, a następnie wyszliśmy z kościoła. Na zewnątrz powitały nas niekończące się wiwaty i oklaski.Uśmiechaliśmy się do fotoreporterów i do Brytyjczyków, którzy długo czekali na ten dzień. Następnie wsiedliśmy do powozu konnego i pojechaliśmy w stronę pałacu.
- Kocham Cię moja żono.. - szepnął mi do ucha.
Zaśmiałam się lekko i złapałam blondyna za rękę. Wkrótce byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z pojazdu, po czym weszliśmy do zamku. Skierowaliśmy się schodami na górę. Wyszliśmy na słynny balkon na którym od zawsze odbywają się pierwsze pocałunki królewskich par. Przez chwilę pozowaliśmy do zdjęć, a potem Lewis odwrócił mnie w swoją stronę i pocałował. Odwzajemniając gest słyszałam burzę oklasków. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Przez chwilę jeszcze pozowaliśmy do zdjęć, a następnie zeszliśmy na dół do sali balowej. To tam odbywało się wesele. Kiedy wchodziliśmy do środka znajdowali się tam już wszyscy goście. Tradycyjnie pierwszy taniec należał do młodej pary. Chłopak wziął mnie za rękę prowadząc na środek parkietu.
Po krótkiej chwili usłyszałam początek pięknej ballady, która od zawsze gra przy pierwszym tańcu królewskiej pary. Zaczęliśmy wolno kołysać się w rytm muzyki. Oparłam brodę na ramieniu Lewis'a mocniej do niego przylegając. Patrzyłam na zebrane osoby. Uśmiechnęłam się widząc Anę, Kate oraz Trish, na co dziewczyny odpowiedziały tym samym. Zauważyłam też babcie która przyglądała nam się widocznie wzruszona. W końcu dostrzegłam również Austina.. Parzył w naszym kierunku z zazdrością, złością.. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały przygryzł dolną wargę. Zawsze tak robi kiedy jest zły..
Westchnęłam cicho wtulając się w mojego męża, po czym odsunęłam się od niego, ponieważ muzyka przestała grać. Ukłoniliśmy się i podeszliśmy do naszego stolika, gdzie siedziały najbliższe nam osoby. Oczywiście najpierw razem przekroiliśmy tort weselny i każdy z gości dostał po kawałku. Usiedliśmy jedząc ciasto. Później rozmawialiśmy z Aną, Trish oraz Kate. Dziewczyny zgodnie uznały, że wyglądam przepięknie, a nasz ślub był najlepszy w historii angielskiego dworu, co wywołało u mnie napad śmiechu. Co z tego że wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę, to w końcu mój ślub, mogę robić co chcę.
- Zatańczysz? - z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.
Spojrzałam na stojącego przede mną blondyna, a następnie na Lewis'a. Skinął lekko głową.
- Em.. Jasne - wstałam podając mu rękę.
Weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć przy wolnej piosence.
- Nie wierzę, że jesteś mężatką.. - mruknął trzymając mnie mocno.
- Austin.. - westchnęłam - Proszę, nie zaczynaj.. Nie dzisiaj..
- I co, teraz dziecko? - uniósł brwi.
- Możesz przestać? Zaraz zacznę żałować, że w ogóle Cię tu zaprosiłam - odparłam ostro.
Miałam dość jego gadania (tak bardzo nie wiedziałam jak to inaczej ująć :-: - od aut.). Nie mogłam pozwolić, żeby zepsuł mi ten dzień. Nie ten..
- Okej, okej.. - westchnął przytulając mnie jeszcze mocniej.
Już zapomniałam jak to jest być w jego ramionach.. Stęskniłam się trochę za tym..
- Wiesz, że chciałbym być na jego miejscu.. - mruknął cicho, jakby z żalem..
- Wiem.. - odparłam - Ale to nie możliwe..
- Dlaczego? - spojrzał mi w oczy.
- Bo kocham kogoś innego - odparłam pewnie.
- Mnie też kiedyś kochałaś - zauważył.
Westchnęłam cicho. Czy on naprawdę niczego nie rozumie..?
- No właśnie - kochałam.. - odparłam cicho.
,,To czas przeszły.. To już nie wróci.." dodałam w myślach. Usłyszałam tylko jego ciche westchnięcie. Skończyliśmy taniec w ciszy, po czym blondyn odprowadził mnie do stolika. Usiadłam obok Lewis'a, a on przytulił mnie lekko. Zamknęłam oczy kładąc głowę na jego ramieniu.
- Wszystko okej..? - zapytał cicho.
- Tak, tak - uśmiechnęłam się lekko do niego.
Reszta wesela upłynęła mi na rozmowie z bliskimi, tańcu i pozowaniu do miliona zdjęć. Przyjęcie skończyło się dopiero nad ranem..
*Rok później*
- To co, wracamy? - zapytał Lewis stojąc przede mną.
- Tak - odparłam i trzymając się za ręcę poszliśmy w stronę pałacu.
Właśnie skończyła się konferencja prasowa poświęcona obecnej sytuacji gospodarczej Wielkiej Brytanii. Jeśli mam być szczera, to było to strasznie nudne, ale musiałam na niej być, bo babcia akurat wyjechała na krótkie wakacje i zastępuję ją.
Nagle poczułam się jakoś dziwnie.. Zakręciło mi się w głowie.. Stanęłam biorąc głębszy oddech.
- Co się dzieje? - blondyn od razu znalazł się obok mnie.
- Nie wiem.. Źle się czuję.. - mruknęłam i zrobiło mi się ciemno przed oczami..
~*~
Obudziłam się w szpitalu. Wystraszyłam się widząc obok siebie blondyna z dziwną miną..
- Dlaczego mi nie powiedziałaś..? - zapytał cicho gdy zobaczył, że otworzyłam oczy.
- Ale o czym..? - nie rozumiałam o co mu chodzi..
- Że jesteś w ciąży.. - odparł po chwili ciszy.
Zamurowało mnie.. W jakiej ciąży..? Co się tu dzieje..? Czy ja jestem w jakimś dziwnym śnie..?
- Jakiej ciąży..? - zapytałam głupio - O co chodzi..?
- Nie wiedziałaś? - zmarszczył brwi.
- Nie.. - szepnęłam i dopiero teraz te słowa do mnie dotarły.
Jestem w ciąży.. Będziemy mieli dziecko.. Ale.. Lewis nie wyglądał na zadowolonego..
- To.. - nie wiedziałam co powiedzieć.. - Cieszysz się..? Będziesz ojcem.. - próbowałam się uśmiechnąć ale średnio mi to wyszło..
- Jasne - zaśmiał się lekko, a mi spadł kamień z serca..
- Wydawało mi się że.. - nie dokończyłam..
- Powiedz.. - poprosił.
- No myślałam że się nie cieszysz.. Że nie chcesz tego dziecka.. - przyznałam cicho - Byłeś jakiś dziwny..
- Po prostu myślałem, że wiedziałaś.. - wyjaśnił - I mi nie powiedziałaś..
Usiadł obok mnie na łóżku i mocno mnie do siebie przyciągnął. Zamknęłam oczy wtulając się w niego.
- Bardzo się z tego cieszę Ally.. - szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się lekko słysząc to. A tak cholernie się bałam.. Nasze dziecko..
~*~
- Myślisz, że powinniśmy już o tym mówić..? - spojrzałam niepewnie na blondyna.
- Przecież wkrótce wszyscy się domyślą - spojrzał wymownie na mój brzuch, który był z każm dniem coraz bardziej widoczny - Ogłośmy to teraz, unikniemy niepotrzebnych plotek.
- Okej - zgodziłam się i poprosiłam Kate (czyli naszego rzecznika prasowego) żeby ogłosiła, że jestem w ciąży.
- Jej, tak się cieszymy! - niespodziewanie zostałam przytulona przez dwie zwariowane dziewczyny.
Tak, Trish i Ana oszalały, bo dowiedziały się dopiero dzisiaj.
- Udusicie ją - zaśmiał się Lewis.
- I dziecko przy okazji - dodałam ze śmiechem.
W końcu mnie puściły, za to podleciał do mnie rudy i zaczął.. gadać do mojego brzucha..
- Em.. Dez? - uniosłam brwi.
- Ally, gratulacje! - krzyknął przytulając mnie mocno.
- Dzięki - zaśmiałam się obejmując go lekko.
Chłopak puścił mnie, a ja w końcu wzięłam oddech.
- No gratuluję - usłyszałam głos kogoś, kogo niekoniecznie się spodziewałam..
- Dzięki.. - mruknęłam nie patrząc na niego.
Blondyn niespodziewanie mnie przytulił.. Nie widząc innego wyjścia lekko odwzajemniłam gest.
- Jesteś szczęśliwa..? - zapytał tak cicho, że tylko ja to usłyszałam..
- Tak Austin.. - szepnęłam przytulając się mocniej do niego.
- Możemy być przyjaciółmi..? - no tego to się nie spodziewałam..
- Jesteśmy.. - uśmiechnęłam się lekko.
- Przepraszam.. Za wszystko.. - szepnął i puścił mnie.
Uśmiechnęłam się lekko. Właśnie tego od niego oczekiwałam. Nie jestem już w stanie mu zaufać ani w stu procentach wybaczyć, ale nadal jest dla mnie kimś ważnym.. Cieszę się, że w końcu się pogodziliśmy.
*9 miesięcy później*
Wyjrzałam przez okno. Przed szpitalem były dosłownie tłumy. Pełno dziennikarzy i Brytyjczyków. W sumie im się nie dziwię - czekają na nowego członka rodziny królewskiej..
Tak, na dzisiaj mam wyznaczony termin porodu. Jestem już w szpitalu, przyjechaliśmy jakąś godzinę temu. Nie znamy płci dziecka - chcieliśmy mieć niespodziankę..
~*~
- Ech.. Nie mogę już.. - westchnęłam czując kolejny skurcz.
- Jeszcze chwilę, dasz radę.. - Lewis ścisnął mnie za rękę i uśmiechnął się ciepło.
Mruknęłam coś cicho pod nosem.. W końcu, po prawie 5 godzinach urodziłam. Byłam strasznie zmęczona, ale i bardzo szczęśliwa.
- Gratulacje, to dziewczynka - pielęgniarka uśmiechnęła się do nas.
- Poinformuj babcię, a potem powiedz Kate żeby to ogłosiła - poprosiłam blondyna, a on wstał wychodząc z sali.
Po chwili lekarka podała mi małe zawiniątko. Przytuliłam do siebie moją małą córeczkę. Była taka słodka..
*Następnego dnia*
- To co, wychodzimy? - chłopak spojrzał na mnie.
Staliśmy za drzwiami szpitala. Poprawiłam żółtą sukienkę, spojrzałam jeszcze na dziecko i skinęłam głową. Mój mąż złapał mnie za rękę i wyszliśmy z budynku.
Wiwaty i oklaski się nie kończyły. Z każdej strony otaczali nas fotoreporterzy. Uśmiechałam się do zdjęć, byłam naprawdę szczęśliwa. Nasza córka spała. Po około 10 minutach zeszliśmy po schodach i wsiedliśmy do limuzyny. Pojechaliśmy do pałacu. Zostaniemy tam kilka dni, a potem pojedziemy na wieś, żeby trochę odpocząć i pobyć tylko w swoim towarzystwie.
*2 dni później*
- Pięknie ją nazwaliście - powiedziała zachwycona Kate.
- Dzięki - uśmiechnęłam się - Możemy już to ogłosić.
- Okej, powiem strażnikowi - odparła i wyszła z pokoju.
10 minut później kartka z imieniem naszej córki była już wystawiona na specjalnej tablicy przed bramą pałacu. Od zawsze ogłaszało się w ten sposób imiona członków rodziny królewskiej.
Princess Victoria Amelia Elizabeth of Cambridge.. Babci to imię bardzo się spodobało. Mam nadzieję, że również poddanym przypadnie do gustu.
~*~
Tak właśnie potoczyła się moja historia. Kilka lat temu inaczej to wszystko sobie wyobrażałam. Myślałam, że będę zawsze z Austinem. Myślałam, że zawsze będę pisać dla niego piosenki. Myślałam, że będę piosenkarką. Myślałam, że moje miejsce jest w Miami.
Jednak wszystko zmieniło się wraz z moim wyjazdem do Anglii i tym, że jednak jestem kimś więcej niż kompozytorką z USA. Wtedy zaczęło się między nami psuć..
Austin doszczętnie wszystko zniszczył kiedy mnie uderzył. Wtedy coś we mnie pękło, już wiedziałam, że nigdy więcej nie zaufam mu już w stu procentach, że nie spędzę przyszłości u boku tego człowieka..
Czy żałuję? Nie. Nigdy tego nie pożałowałam. Mam wspaniałego męża, który kocha mnie i naszą córkę najmocniej na świecie. Ja też go kocham. I wiem, że to uczucie ma sens, a Lewis nigdy w życiu mnie nie skrzywdzi.
A Austin jest moim przyjacielem i bardzo się z tego cieszę. Jest dla mnie ważny, nawet bardzo. Nie kocham go już. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek go kochałam.. Doszłam jednak do wniosku, że tak. Gdybym go nie kochała, nigdy nie wybaczyłabym mu tych wszystkich zdrad i upokorzeń..
Ana w końcu znalazła swojego księcia na białym koniu, którym z resztą okazał się brat mojego męża. Obecnie planują ślub, a blondynka jest w ciąży. Mieszka w Londynie, w posiadłości niedaleko pałacu. Bardzo często się spotykamy.
Trish i Dez nadal są razem. Na razie nie planują ani ślubu, ani dzieci. Są ze sobą szczęśliwi i to się dla nich liczy. Zostali w Londynie, co bardzo mnie cieszy.
A ja..? No cóż. Mam 23 lata, jestem szczęśliwą mężatką i mamą. Mam cudowne życie w otoczeniu ludzi, którym mogę ufać. O tym właśnie zawsze marzyłam..
________________________________________
Uff, nareszcie skończyłam!
Ale co to? Przecież epilogu miało nie być!
No tak, tak. Miało nie być, bo nie miałam pomysłu. Jakiś czasu temu pomyślałam, że każda historia powinna mieć jakieś zakończenie. Długo czekałam, aż w końcu coś wpadnie mi do głowy, ale wreszcie się udało i oto jest - koniec tej historii i tego bloga.
Wiem, na pewno nie tego się spodziewaliście.
Możecie być zawiedzeni - nie ma Auslly, a Austin wyszedł na totalnego chama.
Ale na końcu się zmienił, prawda?
A Ally jest szczęśliwa z kimś innym. A o to chyba chodziło, nie?
Nie chciałam happy-endu z Auslly, to byłoby nudne. Dlatego wymyśliłam sobie coś takiego i mam nadzieję, że chociaż troszkę wam się to spodoba.
Przepraszam, że ciągle dawałam jakiś czas później, ale gdybym tego nie zrobiła, to wyszłoby to strasznie długie. W sumie i tak bardzo długie jest, więc chciałam to jakoś skrócić.
Poza tym takie opisy codziennych dni na pewno by was zanudziły na śmierć.
Ale zaraz, co ja tu właściwie robię, skoro zawiesiłam działalność na bloggerze?
Czy to znaczy, że wracam?
Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Bardzo chciałabym tu wrócić, bo pisząc ten epilog zobaczyłam, jak cholernie za tym tęskniłam. Ale z drugiej strony okropnie się boję, że wrócę na jakiegoś bloga (albo założę nowego), skończy mi się pomysł i znowu zawalę..
Nie wiem, może poradzicie mi coś? Chcecie żebym wróciła? Będzie mnie ktoś w ogóle czytał? Pisanie dla samej siebie jest trochę bez sensu, chyba sami to przyznacie.
Na koniec bardzo was proszę - każdy, kto przeczyta niech skomentuje. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Bardzo się starałam pisząc ten epilog i zależy mi na wielu szczerych opiniach.
Za wszystkie błędy przepraszam - starałam się wszystko poprawić, ale jestem tylko człowiekiem i mogłam coś przeoczyć.
Proszę - komentujcie. I piszcie co mam robić - wracać czy nie? Sama nie wiem..
Liczę na wiele komentarzy i mam nadzieję - do zobaczenia ;*
* W ten sposób: Właśnie tak są opisane wspomnienia Ally

7 komentarzy:

  1. Jak mogłas rozbic Auslly? :(
    Ale rozdział cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam , że powinaś wrócić do pisania bloga i mowie to z pełna powagą . Podobał mi sie ten epilog , i mam szczerą nadzieje ze jednak podejmiesz decyzje o powrocie ale to juz sama musisz zdecydować

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tak wyobrażałam sobie koniec tej histori

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow... Nie czytałam tego bloga i teraz żałuję... Epilog genialny. Uważam, że powinnaś pisać jakieś opowiadanie, bo nie możesz marnować swojego talentu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka! Chciałabym cie zaprosić na swojego bloga! :) http://letsnotbealone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. On jeszcze naprawia to gówno. A dzieciory drą japę. KOCHAM SWOJE ŻYCIE.

    To takie upokorzenie być 6 komentarzem. Ale jestem pierwsza w waszych sercach, o. Tak, przybiłam piątkę z zadufanym w sobie Joem Kingmanem.

    GOSH, NIE UMIEM JUŻ KOMENTOWAĆ.
    Ty wiesz, mały placku, że kocham ten epilog. Podziwiam, że to z siebie wykrzesałaś, mimo, że obie cierpimy bo ten mały shit zwany weną od nas odszedł. No, przynajmniej ode mnie i to raczej na stałe. *trzymająca w napięciu muzyczka*
    WIESZ TY DOBRZE, ŻE NIKT NIE SKAKAŁ TAK WYSOKO, JAK JA, KIEDY DOWIEDZIAŁAM SIĘ, ŻE NIE BĘDZIE AUSLLY JAKO ZWIĄZKU. Typowe zakończenia: "A Austin i Ally żyli razem długo i szczęśliwie, mieli gromadkę dzieci (fuj) i pudla." to przereklamowany staroć. Inteligentne i rzeczywiste rozwiązania to miód.

    Ej, naprawdę będziesz musiała mnie poklepać po główce i powiedzieć: "Dobra robota". Halo, to już dobrych kilka miesięcy od mojej ostatniej aktywności na bloggerze, a ja wjadę z takim dobrym komentarzem.

    MIĘSO.

    Dlaczego ask mam zapełniony księżną Kate. Akysz.
    Dobra.
    Kocham cię, parapecie.
    Kochałabym nadal, gdyby Austin i Ally mieli tę ohydną gromadkę dzieci. (Ale lepiej dla ciebie, że jednak nie mają.)

    Ok, zaraz idę do pani G. i pana G.
    (POSZUKIWANI ZA SPIERDOLENIE Z SERIALU)

    Kocham. Przyłaź porozmawiać, bo gdzieś spierdoliłaś.

    O, pojechał. Zabrał ze sobą te koszmarne dzieci.
    W poniedziałek i tak dostanie w ryj.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałaś, bym przeczytała, więc oto jestem. Lepiej późno niż wcale, no nie? No więc tak... Epilog długi xd Fajnie napisany, to z tymi oznaczeniami zmiany czasu, to dobre, bo się mogło nie stracić orientacji. No i w sumie bardzo dużo się tu dzieje. Nie do końca pamiętam, co było na początku, ale to drobiazg xd W sumie to mi się podoba, chodź się nie spodziewałam takiego zakończenia. Ale to dobrze, że zaskakujesz ;) Z mojej strony to tyle. Pozdrawiam i miłego życia :* xd

    OdpowiedzUsuń